sobota, 7 września 2013

Przypadkowa przygoda, cz. 4

Benon zdążył uczepić się wystającego fragmentu skały. Z przerażeniem zdał sobie sprawę, że został zjedzony. Właściwie nie do końca, bo żyje. Miał szczęście, że Kamiennemu Olbrzymowi nie przyszło do głowy go przeżuwać.
Raczej nie mógł się spodziewać innego widoku. Zewnątrz olbrzym był z kamienia, więc w środku też. Z tą różnicą, że tutaj panowała wilgoć. Benon nie dał rady się utrzymać i spadł jeszcze głębiej. Wszystko wokół kleiło się i cuchnęło jak nie wiadomo co.
  -O bogowie...- Benon zaczął mówić do siebie.- Czemu tak się dzieje?! Poszedłem na spacer i już siedzę u kogoś w brzuchu! O, bogowie, czemu ja? Nie jestem bohaterem i nie chcę nim być. Dlaczego? Bo dochodzi do takich rzeczy!
Benon kopnął w ścianę, aż rozbolała go noga. Trochę czasu zajęło mu ściągnięcie buta i kiedy to zrobił, wyleciał z niego podręczny kilofek.
  - No przecież!- Benon złapał kilof i uderzył w skałę. Wykopał w ten sposób tunel idący po skosie w górę. Kopał, aż natrafił na przeszkodę. Bardzo go to zaskoczyło, bo to był prawdziwy diament większy od niego samego.
  - A więc to jego serce... Twarde i zimne- stwierdził Benon. Spróbował zrobić przejście pod diamentem, jednak kamień zapadł się w powstałe zagłębienie. Krasnolud pomyślał o przedostaniu się górą, ale wolnego miejsca było za mało. Nie pozostało nic innego, jak zaatakować serce olbrzyma. Benon zdawał sobie sprawę, że diament jest najtwardszy na świecie, ale skoro to było serce olbrzyma, to może coś się stanie... Uderzył parę razy- nic się nie stało. Kiedy zwiększył częstotliwość uderzania, nagle wszystko się zatrzęsło. Skała zaczęła się kruszyć i Benon po chwili spadł na ziemię. Oślepiło go słońce. Po przyzwyczajeniu się do światła ujrzał zaskoczone twarze nowo poznanych krasnoludów i ludzi oraz wkurzonego olbrzyma.
  - A mówiłem mu, żeby nie jadł na żywca- burknął, trącąc nogą gruzy pozostałe po jego towarzyszu.- Chodź no, mikrusie!
Benon zdołał uciec wielkiej łapie, ale na jak długo? Trzeba było coś wymyślić.Spojrzał w głąb wąwozu, potem na olbrzyma. Tamten wziął wielki diament, niedawno utrzymujący przy życiu jego kompana. Krasnolud miał już plan.
  - No chodź!- krzyknął.- Złap mnie!
Biegł, co chwilę sprawdzając, czy olbrzym za nim podąża. W końcu wdrapał się na wielkie gruzowisko z drzew i kamieni i zaczął skakać i machać rękami. Olbrzym zamachnął się i cisnął diamentem w stronę krasnoluda. Benon skoczył na bok i kamień przemknął obok niego, niszcząc tamę, którą owe gruzowisko było. Wielka fala zaczęła mknąć przez wąwóz, zabijając olbrzyma, który nie umiał pływać. Benon uczepił się wielkiej kłody i płynął z nurtem, szukając reszty. Pochwycił przerażonego Vargosa, wciągnął krztuszącego się Hironna i po pewnym czasie udało mu się wszystkich powyławiać. Szalona jazda trwała ponad pięć minut, aż wreszcie nurt się uspokoił i woda sięgała do krawędzi wąwozu.
Nagle na brzegu pojawiła się młoda dziewczyna dosiadająca srokatego pegaza. Rzuciła linę z pętlą i wciągnęła kłodę na brzeg.
  - Co się stało?!- spytała.
  - Ech, mieliśmy mały problem z olbrzymami- odparł ciemnowłosy elf.
  - Tak czy siak, mówiłam, że lepiej będzie pójść na około!
  - Ej no, wcale nie było tak źle- wtrącił Hironno.- Prawda, że nie mogliśmy zginać, ale nie zginęliśmy, dzięki Benonowi...- Chciał objąć krasnoluda ramieniem, ale Benona przy nich nie było.- A gdzie on się podział?!
  - Może tam?- Korni wskazał Benona gramolącego się na przeciwległy brzeg i wyławiającego swój kosz z ziołami.
Odwrócił się do krasnoludów i ludzi na drugim brzegu. Machali mu na pożegnanie
  - Dzięki za pomoc!- usłyszał.
  - Drobiazg- mruknął, odmachał i odszedł w swoją stronę.
Po kwadransie był pod drzwiami drewnianej chatki stojącej pod lasem.
  - Babciu, przyniosłem ci te zioła, o które prosiłaś!- zawołał od progu.
  - A tak, wejdź wnusiu kochany!- odezwał się lekko schrypnięty głos.
"Dziwne, babcia nigdy tak do mnie nie mówi." pomyślał. Ostrożnie rozejrzał się po wnętrzu i lekko się uśmiechnął.
  - Babciu, czemu masz taki dziwny głos?
  - Bo jestem głodna, więc cię zjem!- Na Benona skoczył nagle jego starszy brat.
  - Wcale mnie nie wystraszyłeś- powiedział Benon.
  - Właśnie że tak, po prostu nie chcesz tego przyznać!
Obaj weszli do pokoju z kominkiem, gdzie na fotelu siedziała starsza pani. Wzięła do rąk kosz z ziołami.
  - O, a co to za ładne kwiatki?-spytała, biorąc w dłoń Małe Słońce.
  - Takie magiczne, babciu- odparł Benon.- Zaczynają świecić, kiedy zajdzie słońce.
  - Ach, wszystko tu jest.- Babcia uśmiechnęła się.- Takie dobre z ciebie dziecko! Masz serce z czystego diamentu!
Benon się wzdrygnął.
  - Uch! Wiesz babciu, po tym, co mnie dzisiaj spotkało wolę nie wierzyć, że moje serce to diament...
KONIEC

1 komentarz:

  1. Hm... C: Szkoda, że to koniec. Bardzo ciekawa przygoda! :D Więcej!
    ~L.

    OdpowiedzUsuń